Stałem wczoraj wzruszony tą wielką chwilą na stadionie Koszevo, gdy Papież mówił do Sarajewa, do Bośni i Hercegowiny, i kiedy kierował stąd swe słowa także do polityków i ludzi – Europy i świata. Kiedy mówił do tych, którzy tu walczyli i trwali, i także do tych, którzy obserwowali ich tragedię. I kiedy pytał, czy ją naprawdę rozumieli. Może 200 czy 500 metrów stąd jest wielki szpital, w którym byłem jesienią 1992 r. Był wtedy pełen rannych, nieco dalej biegła linia ostrzału, pod którą mnie podprowadzono, by pokazać sąsiadujące ze sobą groby muzułmańskie, katolickie i prawosławne. Pamięci ludziom nikt tu nie odejmie. Ale czy pamięć na zawsze ma dzielić w zastygłej nienawiści? Papież chciał tu być we wrześniu 1994 r. Teraz przyjechał z przesłaniem, które jest dziś nie mniej potrzebne trzem narodom Bośni i Hercegowiny – Bośniakom, Chorwatom i Serbom. Jest to wezwanie do nich, aby postawili wszystko na pojednanie. Papież mówił o odwadze wybaczania i o potrzebie budowania krok po kroku wzajemnego zrozumienia. Słyszałem w tych słowach Papieża także wezwanie do świata, by wiedziano, że wszystko tu jeszcze się tli i może być obrócone na dobre i na złe. Sarajewo jest symbolem kończącego się XX w. Czy będzie symbolem przejścia od nienawiści do pojednania? Czy ten głos zostanie wysłuchany? Tu i wszędzie.
14 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 87, z 14 kwietnia 1997.